Co sprawia, że czytamy? (III część)
Swego rodzaju bezpiecznikiem poziomu czytelnictwa pozostają biblioteki publiczne. To jedyne instytucje kultury, które znajdują się i muszą się znajdować w każdej gminie na terenie Polski (art. 19 ustawy o bibliotekach). W praktyce w Polsce istnieje bibliotek publicznych znacząco więcej niż gmin – według ostatnich danych jest ich wraz z filami 7984. Zapisanych jest do nich łącznie 6 mln czytelników, którzy rocznie dokonują ponad 110 mln wypożyczeń (średnio 18 wypożyczonych woluminów na jednego zapisanego czytelnika). Choć każdy z tych wskaźników w ostatnich latach mniej lub bardziej spadł, to i tak ich zestawienie pozwala na odrobinę optymizmu, choć nie bez dozy sceptycyzmu.
Istnienie takiej liczby bibliotek, co do zasady bezpłatnych, gwarantuje dostępność książek, jednak przykład TVP Kultura najjaskrawiej udowadnia, że dostępność kultury jest warunkiem koniecznym, ale zdecydowanie niewystarczającym. Zresztą, jeśli przyjrzeć się rynkowi wydawniczemu, to widać, że kształt jego oferty również nie musi przekładać się na entuzjazm do czytania. Rekordowe 36 tysiące książek wydane w 2017 r. to wbrew pozorom wciąż stosunkowo niewiele – dla porównania w Niemczech rocznie wychodzi ok. 110 tys. tytułów, a w Hiszpanii i Francji blisko 100 tys. Jest to znacząco więcej w liczbach rzeczywistych, ale i w odniesieniu do liczby mieszkańców. Ponadto, choć w Polsce rośnie liczba wydawanych pozycji, to systematycznie spadają średnie nakłady, szacowane obecnie na 2-3 tys. egzemplarzy. Łączna roczna sprzedaż książek, mimo wzrostu liczby wydawanych tytułów, tylko w ostatnich latach spadła o 27% (z 139 mln egzemplarzy w 2005 r. do 102 mln egzemplarzy w 2015 r.). Inną kwestią jest dostępność nowości wydawniczych w gminnych bibliotekach – w ostatnich latach poprawiająca się dzięki programom realizowanym przez Instytut Książki.
Zachęty wobec dorosłych są niemal całkiem nieskuteczne, bowiem zmienną, która ma największy wpływ na wskaźnik czytelnictwa oraz na pozostanie wewnątrz kultury pisma, jest wskaźnik czytelnictwa… rodziców badanych.
Dlatego, żeby współczesna biblioteka była atrakcyjna, musi oferować coś więcej niż tradycyjna wypożyczalnia. Zwłaszcza w gminach, gdzie biblioteka to jedyna instytucja kultury, powinna ona stanowić multimedialne centrum wiedzy, okno na świat kultury, ale i atrakcyjne miejsce spotkań lokalnej wspólnoty. Kapitalnym przykładem biblioteki, która odrobiła tę lekcję jest „Stacja Kultury” w pomorskiej Rumi, której czytelnia powstała w 2014 r. w dawnej… poczekalni działającego dworca. Nowa biblioteka działa w ramach niezwykle atrakcyjnej i inkluzywnej koncepcji architektonicznej, a w konsekwencji od momentu otwarcia nowej siedziby liczba czytelników korzystających z biblioteki wzrosła o ok. 50%.
Z kolei biblioteka publiczna w zaledwie 7-tysięcznym Barcinie już trzykrotnie wygrywała ranking najlepszych bibliotek w Polsce przeprowadzany od 2011 r. przez Instytut Książki i „Rzeczpospolitą”. Ranking, w przeciwieństwie do wielu zestawień tego typu, nie jest układany według kryteriów częściowo subiektywnych, ale bazuje na twardych danych, takich jak liczba czytelników na 100 mieszkańców gminy, liczba wypożyczeń, wielkość księgozbioru, dostęp do internetu na miejscu czy dostępność księgozbioru on-line. Choć sama realizacja architektoniczna w Barcinie nie jest tak spektakularna, jak Stacja Kultury w Rumi, to nie jest przypadkiem, że modernizacja barcińskiej biblioteki również została dofinansowana w ramach programu Biblioteka+ Infrastruktura bibliotek, którego operatorem jest Instytut Książki, obecnie w ramach przyjętego w 2015 r. Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa.
Co dalej?
Znów odwołując się do wyników badań Biblioteki Narodowej trzeba podkreślić, że największy wpływ na poziom czytelnictwa ma otoczenie społeczne, w którym żyjemy. Jeżeli czytają rodzice, krewni i znajomi, znacząco wzrasta prawdopodobieństwo, że i my będziemy czytać. Wpływ ma również, co zrozumiałe, obecność i liczebność księgozbioru w domu rodzinnym. Innymi słowy zachęcanie w szkole, nawet podstawowej, jest już i tak spóźnione. Zachęty wobec dorosłych są niemal całkiem nieskuteczne, bowiem zmienną, która ma największy wpływ na wskaźnik czytelnictwa oraz na pozostanie wewnątrz kultury pisma, jest wskaźnik czytelnictwa… rodziców badanych. Według danych za 2017 r. czytanie książek deklaruje 82% Polaków pochodzących z rodzin czytających i tylko 13% z rodzin nieczytających.
Tymczasem, kiedy wreszcie dostrzeżono problem niskiego czytelnictwa, zaczęły powstawać kolejne programy, które de facto skierowane były wyłącznie lub głównie do osób, które i tak czytają książki. Osób znajdujących się „poza kulturą pisma” nie przekonają do czytania nowe książki w bibliotece publicznej, najbardziej choćby efektowny festiwal literacki, ani chwytliwa kampania medialna. Nie oznacza to, że nie należy tworzyć, wspierać i dotować tego typu działań – należy, ale ze świadomością, do jakiej grupy mogą one trafić.
Prawdziwym celem jest zatem poszerzenie funkcjonalności bibliotek o działania powiązane z życiem społecznym i przyczyniające się do budowy lokalnego społeczeństwa obywatelskiego.
Dlatego uruchomienie w 2011 r. wspomnianej już Biblioteki+ to pewien przełom, który pozwala zachować nadzieję na stopniowe zmiany stanu czytelnictwa. W pierwszej edycji programu (2011-2015) kwotą 150 mln zł dofinansowano budowę, rozbudowę lub modernizację 245 bibliotek w małych gminach. Drugie tyle środków zostanie rozdysponowanych do 2020 r. Co jednak istotne, gminy zgłaszające się do programu składają pewne zobowiązania wobec przeznaczenia swojej biblioteki, których wiarygodność jest oceniana podczas rozpatrywania wniosków, a z których kilka warto przytoczyć w całości:
- Po zakończeniu zadania biblioteka będzie prowadziła zadania w ramach nowej oferty dla dzieci i młodzieży.
- Po zakończeniu zadania biblioteka będzie prowadziła zadania wykraczające poza tradycyjne funkcje biblioteki, skierowane do zróżnicowanych grup (dzieci, młodzież, mieszkańcy w wieku produkcyjnym, seniorzy).
- Po zakończeniu zadania biblioteka weźmie udział w lokalnym partnerstwie publiczno-społecznym na rzecz czytelnictwa, między innymi poprzez współpracę z lokalnymi organizacjami i mieszkańcami, a także w lokalnym partnerstwie z instytucjami publicznymi na rzecz czytelnictwa, między innymi poprzez współpracę ze szkołami.
Krótko mówiąc, mimo że program finansuje inwestycje materialne, to ma doprowadzić do poprawy miękkich wskaźników, przede wszystkim wzrostu atrakcyjności bibliotek rozumianych również jako miejsce integracji wspólnot w małych ośrodkach. Prawdziwym celem jest zatem poszerzenie funkcjonalności bibliotek o działania powiązane z życiem społecznym i przyczyniające się do budowy lokalnego społeczeństwa obywatelskiego. Nie tylko wprost czytelniczymi zachętami ma zbliżać wspólnotę do oferty biblioteki, pokazując przy okazji jej atrakcyjność i potencjał.
Druga edycja Biblioteki+ (2016-2020) cieszy się ogromnym powodzeniem – tylko w pierwszym naborze, realizowanym na przełomie 2015 i 2016 r. do programu zgłosiło się ponad 250 gmin. Jednak początki programu były, mówiąc delikatnie, mniej optymistyczne. Na początku funkcjonowania programu chętnych było tak niewielu, że Instytut Książki musiał przeprowadzać kilka naborów rocznie, żeby móc rozdysponować cały budżet. W pierwszych 6 (!) naborach do programu chętnych gmin było tak mało, że żaden poprawny formalnie wniosek nie został rozpatrzony negatywnie. Jest to rzecz zupełnie niespotykana w programach grantowych. W związku z tym tylko w 2011 r. ogłoszono 3 nabory, żeby rozdysponować zarezerwowane w budżecie środki.
Powodem wzrostu zainteresowania z pewnością był sukces dotychczasowych realizacji, być może również powstanie rankingu bibliotek dowartościowującego samorządowców rozumiejących znaczenie czytelnictwa, ale też kluczowa zmiana regulaminu – początkowo do ubiegania się o dotację uprawnione były gminy do 15 tys. mieszkańców. Obecnie do 50 tys. mieszkańców w przypadku gmin miejskich i nadal bez ograniczeń w odniesieniu do gmin wiejskich i miejsko-wiejskich.
Czy tego typu działania, wsparte innymi programami proczytelniczymi mogą przynieść szybkie i spektakularne efekty? Odpowiedź jest krótka: nie. Jednak trzeba próbować, jeśli chcemy być społeczeństwem wiedzy. Inaczej dominującą reakcją na propozycję lektury dłuższego tekstu będzie „tl;dr”, a społeczeństwo na zawsze pozostanie obywatelskie tylko w kolejnych dokumentach rządowych i marzeniach organizacji pozarządowych.
To była III część raportu, ostatnia :)
___________________________
O autorze:
Marcin Hinz – antropolog kulturowy, badacz jakościowy. Zawodowo zajmuje się badaniami i doradztwem marketingowym. Wcześniej przez kilka lat związany z publicznymi instytucjami kultury. W latach 2012-2015 doradca ministra kultury.