Miejsce przy stole bez pogłębienia integracji
O ile na poziomie ogólnych deklaracji o członkostwie w UE Polacy mogą uchodzić za euroentuzjastów, o tyle obraz zaczyna się komplikować jeszcze nawet na tym podstawowym poziomie dotyczącym demokratyczności Unii czy legitymizacji jej instytucji. Jednak prawdziwych wątpliwości, co do szczerości deklaracji, można nabrać, gdy przyjrzymy się stosunkowi Polaków do kluczowych kwestii będących agendą UE w ostatnich latach. Więcej czy mniej integracji? Silniejsza Unia czy państwa narodowe? Co z problemem imigracji?
Od przyjęcia Polski do UE w 2004 roku rosła zarówno społeczna aprobata członkostwa, jak i poparcie dla pogłębiania integracji europejskiej. Zachwianie wiary w sens ściślejszej współpracy nastąpiło wraz z wybuchem kryzysu ekonomicznego i finansowego w 2008 roku. Przez kilka lat, między 2009 a 2013, przybywało głosów, że proces integracji zaszedł już za daleko. Wybuch wojny na Ukrainie w 2014 roku odwrócił tę tendencję i od tamtej pory, przybywa zwolenników ściślejszej integracji – również w reakcji na rządy PIS. Największe bowiem poparcie dla głębszego zjednoczenia odnotowano wiosną 2017 roku, a więc po nieudanej próbie zablokowania przez Polskę reelekcji przewodniczącego Rady Europejskiej. Aktualnie do zwolenników dalszej integracji zalicza się – na poziomie ogólnych deklaracji – połowa obywateli (51%). Przekonanych, że należy ograniczyć współpracę do spraw gospodarczych i zwiększyć niezależność państw (35%) lub nawet opuścić Unię (8%) jest łącznie 43%. Zatem rozkład sił między zwolennikami i przeciwnikami pogłębiania integracji jest w społeczeństwie dość wyrównany i to nawet na poziomie ogólnych deklaracji, bez wikłania się w szczegóły na czym głębsza integracja miałaby polegać. W ten sposób znika pojawiająca się w pierwszej części opracowania wartość procentowa - 87% – popierających członkostwo Polski w UE, przekonanych, że Polska korzysta na obecności we Wspólnocie oraz sprzeciwiających się wyjściu naszego kraju z Unii.
Aż 79% Polaków chciałoby, aby nasz kraj dołączył do ścisłego jądra decyzyjnego Unii. Niemal 3 na 4 Polaków odczuwa niedosyt i sądzi, że nasz kraj nie ma wystarczającego wpływu na decyzje i działanie Wspólnoty.
Uzyskany powyżej rozkład sił między zwolennikami i przeciwnikami ścisłej integracji europejskiej dotyczy jednak sytuacji, w której przed ankietowanymi stawiamy wybór zero-jedynkowy („za” lub „przeciw” dalszej integracji). Proporcje zmieniają się nieco, gdy podsuniemy im trzy dodatkowe rozwiązania – zachowanie integracji na obecnym poziomie, „Polexit” oraz „Europę wielu prędkości”. Wówczas okazuje się, że zwolenników status quo i pogłębiania współpracy jest tyle samo (po 35%). Zwiększanie roli państw narodowych cieszy się – przypomnijmy, na poziomie deklaratywnym – mniejszym zainteresowaniem (14%), podobnie jak „Polexit” (4%) czy „Europa wielu prędkości” (3%). Wprowadzenie opcji „środkowej” – zachowanie obecnego stanu integracji – znacząco zatem zmniejsza grupę „proeuropejską”.
Choć „Europa wielu prędkości” nie cieszy się w badaniach społecznym specjalnym wzięciem, najpewniej z uwagi na trudności w rozumieniu tego terminu, o tyle nie ma wątpliwości, że Polacy woleliby należeć do „pierwszej prędkości”. Aż 79% Polaków chciałoby, aby nasz kraj dołączył do ścisłego jądra decyzyjnego Unii – bliższej współpracy Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii. O tym, że postrzegana pozycja Polski w UE nie zaspokaja aspiracji obywateli, świadczy wiele badań społecznych. Niemal 3 na 4 Polaków odczuwa niedosyt i sądzi, że nasz kraj nie ma wystarczającego wpływu na decyzje i działanie Wspólnoty.
Za deklaratywnym poparciem haseł o pogłębianiu integracji czy potrzebie przyłączenia się do „jądra” Unii nie idzie jednak aprobata „zwykłych Polaków” dla kwestii stanowiących od kilku lat agendę najważniejszych graczy we Wspólnocie. Polacy chcieliby bardziej liczyć się w Unii, ale tak naprawdę żadna sprawa ważna dla rdzenia decyzyjnego Wspólnoty – pogłębianie unii monetarnej, rozwiązanie kryzysu uchodźczego, obrona podstawowych wartości europejskich – nie jest mocną stroną nie tylko polskich władz, ale i zwykłych obywateli.
Jednym z przykładów takich sprzeczności pomiędzy deklaratywnym euroentuzjazmem a rzeczywistymi poglądami Polaków na sprawy europejskie jest utrzymująca się na bardzo wysokim poziomie dezaprobata wobec przyjęcia euro przez Polskę. Przeciwnych temu posunięciu jest obecnie 62% dorosłych Polaków. Wprowadzenie wspólnej waluty popiera jedynie 29% ankietowanych. Co więcej, nie tylko przeciwników euro jest w naszym kraju dwa razy więcej niż zwolenników, ale też sprzeciw wobec przyjęcia euro jest bardziej kategorycznie wyrażany niż jego akceptacja (odpowiedzi „zdecydowanie nie” są częstsze niż „raczej nie”, podczas gdy w przypadku deklaracji aprobaty jest odwrotnie – „raczej tak” dla przyjęcia euro jest popularniejsze niż „zdecydowanie tak” w pytaniu o to, czy Polska powinna zastąpić złotówkę wspólną walutą unijną).
Dziś Polacy są na trzeciej pozycji w Unii pod względem sprzeciwu wobec euro, a po wyjściu Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty będziemy na drugim miejscu tylko za Czechami. Przeciętnie w UE wspólną walutę popiera 61% obywateli, a sprzeciwia się jej 33%. Nasze wyniki – 62% dezaprobaty, 29% poparcia – są więc odwróceniem europejskiej średniej.
Przeciętnie w UE wspólną walutę popiera 61% obywateli, a sprzeciwia się jej 33%. Nasze wyniki – 62% dezaprobaty, 29% poparcia – są więc odwróceniem europejskiej średniej.
Działania instytucji unijnych zmierzające do ochrony rządów prawa w Polsce, jak pokazują badania społeczne, od początku budzą kontrowersje. Reakcja opinii publicznej na uruchomienie wobec Polski art.7 Traktatu o Unii Europejskiej jest tego dowodem. Na początku 2018 roku zrozumienie i niezrozumienie Polaków dla decyzji Komisji było równie często artykułowane, z niewielką przewagą tych, którzy działania unijne uznali za nieuzasadnione (43%) niż uzasadnione (38%). Co równie ważne, wywieranie przez instytucje UE nacisku ws. praworządności za niedopuszczalne uznało wówczas 45% obywateli – wyraźnie mniej Polaków (34%) popiera aktywną rolę Unii w zakresie obrony wspólnych wartości.
Gotowość do kooperacji, solidarności między narodami znów negatywnie różnicuje Polaków na tle innych społeczeństw Unii. Aż 2/3 obywateli sądzi, że nasze państwo powinno w pierwszej kolejności skupić się na rozwiązywaniu własnych problemów i pozwolić innym państwom zająć się własnymi sprawami. Opinia przeciwstawna – przekonanie, że celem Polski i innych krajów powinna być pomoc we wspólnym rozwiązywaniu problemów – cieszy się uznaniem zaledwie 1/5 społeczeństwa. W krajach „starej Unii” przeważają ci, którzy chcieliby wzajemnej pomocy państw w zmaganiu z wyzwaniami współczesności m.in. w Hiszpanii, w Niemczech czy Szwecji taką postawę popiera ponad połowa obywateli.
W ostatnich latach rośnie również niechęć Polaków do obywateli innych społeczeństw. Badanie CBOS pokazało, że choć wciąż sympatia przeważa nad niechęcią, to wzmocniły się uczucie negatywne względem wielu społeczeństw UE m.in. wobec Niemców, Greków, Francuzów, Bułgarów, Litwinów, Szwedów, Hiszpanów, Włochów, Holendrów.
Najbardziej jaskrawym przykładem niechęci do solidarnego rozwiązywania problemów, brania odpowiedzialności za losy Unii, rosnącego dystansu do innych krajów, jest stosunek Polaków wobec kryzysu imigracyjnego. Obecnie sprzeciw wobec relokacji uchodźców sięga ponad 70% i jest jednym z najwyższych w całej UE – wyższy niż w wielu krajach, które w przeciwieństwie do Polski, realnie zmagają się z napływem imigrantów.
Aż połowa Polaków (51%) uznała, że nieprzyjęcie uchodźców jest ważniejsze od dalszego członkostwa w Unii. Dalszą obecność we Wspólnocie wybrałoby 38% respondentów.
Stosunek obywateli naszego kraju do kryzysu imigracyjnego jest koronnym dowodem na płytkość proeuropejskich aspiracji. Co więcej, irracjonalny strach przed muzułmańskimi uchodźcami dowiódł, że Polacy wcale nie traktują obecności w Unii jako czegoś bezalternatywnego. W czasie kumulacji kryzysu imigracyjnego IBRiS zapytał ankietowanych, czy Polska powinna odmówić przyjęcia uchodźców z krajów muzułmańskich nawet jeśli wiązałoby się to z koniecznością opuszczenia Unii Europejskiej. Wyniki zszokowały ekspertów i komentatorów, bowiem po raz pierwszy w badaniach społecznych udało się uzyskać większość dla „Polexitu”. Aż połowa Polaków (51%) uznała, że nieprzyjęcie uchodźców jest ważniejsze od dalszego członkostwa w Unii. Dalszą obecność we Wspólnocie wybrałoby 38% respondentów. Inne badania pokazały, że nawet „gospodarcza” motywacja aprobaty członkostwa ma swoje granice. Perspektywa „przykręcenia kurka” ze środkami unijnymi i stania się płatnikiem netto do budżetu UE również zmniejsza ogólną chęć uczestniczenia w procesie integracji europejskiej i zachęca do poszukiwania alternatywnych rozwiązań.
***
„Euroentuzjazm” Polaków nie jest tak bezwarunkowy, jak się wielu może wydawać. To rozminięcie się powszechnego przekonania o proeuropejskości z rzeczywistością wynika w dużej mierze z niewłaściwej interpretacji badań społecznych. Polacy rzeczywiście czują się częścią Unii i chcą pozostać jej członkiem, mającym coraz większy wpływ na działania Wspólnoty. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy próbujemy konkretnie określić, jaka miałaby być „Europa pierwszej prędkości”. Na poziomie ogólnych deklaracji obywatele cenią sobie zarówno członkostwo w UE, jak i wyrażają chęć dołączenia do „jądra UE”. Jednak, po pierwsze, zadowolenie z przynależności do Unii ma przede wszystkim podłoże ekonomiczne, w mniejszym stopniu aksjologiczne czy kulturowe. Po drugie, jeśli pewien abstrakt – unijnej „czołówki” – wypełnimy konkretną treścią, okazuje się, że poglądy Polaków i społeczeństw europejskiego „mainstreamu” mocno się rozjeżdżają. Postawy niechętne głębszej integracji, w tym przyjęciu euro, brak akceptacji dla roli Unii jako strażniczki wspólnych wartości czy niechęć wobec solidarnego rozwiązywania europejskich problemów, tym kryzysu migracyjnego, są podzielane przez większy odsetek polskich obywateli niż tylko wąskie grono zwolenników „Polexitu”. A to właśnie przynależność do strefy euro czy współpraca w sprawach migracji decydują dziś w UE o dopuszczeniu do węższego grona ściślej kooperujących państw. Tymczasem sceptycyzm wobec wielu aspektów współpracy ponadnarodowej jest dziś w naszym kraju często nawet większy niż w krajach, w których ogólne poparcie dla samego członkostwa w UE jest dziś mniejsze niż „80-procentowa” aprobata członkostwa w Polsce.
Rozpowszechnione przekonanie o głębokim poczuciu europejskości Polaków okazuje się, w świetle badań opinii, mitem, a same sondaże powinny być sygnałem alarmowym. Populizm eurosceptyczny czy wprost antyunijny ma solidne podstawy w opiniach i postawach dużej części społeczeństwa. Bez zasypania podziału pomiędzy opiniami i postawami obywateli a stanowiskiem najważniejszych państw UE i ich społeczeństw, nie będzie możliwy akces Polski do „rdzenia” Wspólnoty.
Przeczytaj całą analizę Euroentuzjazm Polaków - fakt czy mit?
lub poprzedni fragment: Europa da się lubić