„Wieczny powrót faszyzmu” - wokół eseju Roba Riemena
Faszyzm, głównie z powodu tragicznego wpływu na historię XX wieku, jest pojęciem na tyle silnym, że paraliżuje racjonalne myślenie. W konsekwencji, przez całe dziesięciolecia wychowywani byliśmy w trybie myślenia o faszyzmie jak o pojęciu „magicznym” i historycznym. Według niego faszyzm prowadzący do wielkiej machiny zbrodni II wojny światowej był co prawda kwintesencją zła i pogardy dla godności człowieka, ale zdarzył się niejako „przypadkowo”, nagle, zbierając straszliwe żniwo. Był patologią, którą szczęśliwie wyeliminowano ze świata.
Ten sposób myślenia o faszyzmie próbują w ostatnich latach zmieniać nietuzinkowe postacie świata myśli, ale także – co czyni je szczególnie cennymi – praktyki politycznej. Wystarczy spojrzeć na autorów i tytuły książek wydanych tylko w tym roku. Wymienić można książkę jednej z najsłynniejszych amerykańskich dyplomatek, pierwszej kobiety na stanowisku sekretarza stanu USA, Madeleine Albright „Fascism. A Warning” (Faszyzm. Ostrzeżenie), „The death of democracy” (Śmierć demokracji) Benjamina Cartera Hetta, opisującą upadek Republiki Weimarskiej i dojście do władzy Hitlera, czy “How democracies die” (Jak umierają demokracje) Daniela Ziblatta i Stevena Levitskiego - analizę współczesnych reżimów autorytarnych i przesuwania się wielu krajów tym kierunku. Wymieniając tę listę nie można też pominąć książki „O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku”. Jej autor, Timothy Snyder, doskonały znawca najnowszej historii totalitaryzmów - komunistycznego i faszystowskiego - od kilku lat z dużym zaangażowaniem próbuje ostrzegać Amerykę i świat, że niestety historia „lubi się powtarzać”.