Skip to main content
Search form

Społeczeństwo obywatelskie w Polsce - uwagi socjaldemokraty

Hasło społeczeństwa obywatelskiego zrobiło w Polsce od niedawna zawrotną karierę. Przez blisko dwie dekady społeczeństwo świadome swoich praw, obowiązków i interesów, świadome narzędzi dających możliwość ich artykułowania i obrony, a przede wszystkim – zdolne do korzystania z nich i w praktyce to czyniące, było jednak bardziej marzeniem, wyobrażeniem i postulatem, a nie opisem polskiej rzeczywistości społecznej - opinia dra Sebastiana Gajewskiego z Centrum im. Ignacego Daszyńskiego.


W ostatnich latach wielu publicystów zwraca uwagę na pewne obywatelskie przebudzenie. Po latach, w których masowe demonstracje i protesty były w naszych miastach rzadkością, w których niechętnie się organizowaliśmy, a czas wolny najchętniej spędzaliśmy, zajmując się rodziną, domem i przyjemnościami, coś się w nas jako społeczeństwie zmieniło, coś wreszcie pękło. Przez wielkie miasta, a czasem i przez miasteczka, przetaczają się manifestacje dotyczące najróżniejszych spraw, w wyborach samorządowych aktywnie biorą udział ruchy miejskie, organizacje charytatywne gromadzą często wielkie kwoty i mogą realnie pomagać potrzebującym, a lokalnym władzom często brakuje rąk do obsługi projektów składanych w budżecie partycypacyjnym. Taki obraz społeczeństwa obywatelskiego rysuje się wyjątkowo optymistycznie. Można by wręcz zaryzykować tezę, że osiągnęliśmy stan, który przez lata był jedynie obiektem westchnień intelektualistów i elementem programów niektórych partii politycznych. Być może z punktu widzenia liberalnych elit takie stanowisko jest uzasadnione, ale w oczach socjaldemokraty – nie do końca. Lewica stara się bowiem postrzegać człowieka całościowo, myśleć o nim w kategoriach wszystkich jego potrzeb i interesów: osobistych, społecznych, ekonomicznych, politycznych czy kulturalnych. Rozwinięte, prawdziwe społeczeństwo obywatelskie z punktu widzenia socjaldemokraty musi być zdolne do skutecznego artykułowania wszystkich swoich potrzeb i interesów, w tym także – tych o czysto ekonomicznym charakterze, i robić to w sposób stały, zorganizowany.

Jako społeczeństwo nauczyliśmy się już artykułować swoje przekonania światopoglądowe, preferencje polityczne, walczyć o drobne sprawy w najbliższym otoczeniu, ale wciąż – nie potrafimy skutecznie organizować się i walczyć o swoje interesy ekonomiczne.

W tym kontekście obraz społeczeństwa obywatelskiego w Polsce staje się daleko niesatysfakcjonujący. Jako społeczeństwo nauczyliśmy się już swobodnie artykułować swoje przekonania światopoglądowe, preferencje polityczne w polityce krajowej i lokalnej, walczyć o drobne sprawy w najbliższym otoczeniu, ale wciąż – nie potrafimy skutecznie organizować się i walczyć o swoje interesy ekonomiczne. Taka postawa jest dzisiaj dalej domeną tradycyjnie, od dziesiątków lat dobrze zorganizowanych grup zawodowych o silnym etosie, jak nauczycieli, funkcjonariuszy służb mundurowych, przedstawicieli zawodów medycznych czy rolników. To te grupy w ostatnich latach potrafiły się zorganizować, przeprowadzić wielkie akcje protestacyjne, a w niektórych przypadkach – doprowadzić do poprawy swoich warunków pracy i podwyżki płac. To tam silne są związki zawodowe, to tam silna jest reprezentacja pracownicza, to tam wreszcie jest świadomość wspólnych interesów i zdolność do walki o nie. Na tle innych grup zawodowych, innych miejsc pracy to jednak wciąż rzadkość, wyjątek, a nie reguła. Problem ten staje się szczególnie widoczny, gdy zwrócimy uwagę na warunki zatrudnienia w Polsce, które najlepiej opisuje pojęcie segmentacji rynku pracy: od lat utrwala się podział na dobry rynek, z umowami o pracę, urlopami, zwolnieniami chorobowymi, ubezpieczeniem zdrowotnym oraz zły rynek – z umowami śmieciowymi, samozatrudnieniem, brakiem podstawowych uprawnień pracowniczych i stałą niepewnością o przyszłość. Na złym rynku pracy są obecnie całe grupy zawodowe. Mowa tu choćby o osobach pracujących w usługach pomocniczych (sprzątania, ochrony), w gastronomii czy mediach, gdzie wciąż umowa o pracę na czas nieokreślony jest rzadkim i bardzo pożądanym dobrem. Ten stan rzeczy nie skłania jednak przedstawicieli tych grup do samoorganizowania się, do podejmowania słusznej walki o poprawę warunków pracy i płacy, o poszanowanie dla ich praw gwarantowanych przez Konstytucję w stosunku do każdego zatrudnionego. Ludzie ci, bez względu na kapitał społeczny i kulturowy, wciąż decydują się na bierność i nie chcą pamiętać, że polskie prawo – mimo wszelkich zastrzeżeń, które można sformułować w tym zakresie – daje szerokie możliwości organizowania się osobom zatrudnionym i artykułowania ich interesów.

W tym stanie rzeczy upatrywałbym zasadniczej słabości polskiego społeczeństwa obywatelskiego. Polega ona na tym, że brak dzisiaj zarówno zbiorowej świadomości interesów ekonomicznych, pracowniczych; mechanizmów prawnych, które mogłyby służyć ich artykułowaniu i obronie, a przede wszystkim – ich powszechnego stosowania. Bez tego trudno zaś mówić o silnym, dojrzałym społeczeństwie obywatelskim w Polsce.

Dojrzałe, rozwinięte społeczeństwo obywatelskie musi umieć skutecznie walczyć o swoje interesy ekonomiczne, a jego elementem musi być powszechny, sprawny ruch związkowy.

Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy? Jakie można zaproponować środki zaradcze? Odpowiedź na te pytania jest bardzo złożona. Za ten stan rzeczy pewnie w dużej mierze odpowiada typowy dla nas sposób myślenia o własnym losie tak indywidualnym, jak i zbiorowym: chętnie postrzegamy siebie nie w kategoriach swoich interesów, które są aktualne tu i teraz, ale interesów właściwych dla pozycji, które chcielibyśmy zajmować w przyszłości. Jest w tej postawie pewien optymizm, ale koniec drugiej dekady XXI wieku, kiedy coraz dalej nam do czasów transformacji systemowej, to najwyższy czas, by ją porzucić i myśleć twardo kategoriami tu i teraz. W 2019 r. i jako społeczeństwo, i jako jednostki nie pracujemy już na lepsze jutro, ale na dobre, godne dzisiaj. To jednak tylko diagnoza socjologiczna. Kwestie te zaś z punktu widzenia polskiej lewicy, polskiej socjaldemokracji stanowią kluczowe wyzwania dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i powinny być rozwiązywane także za pomocą instrumentów prawnych i politycznych. Dojrzałe, rozwinięte społeczeństwo obywatelskie musi umieć skutecznie walczyć o swoje interesy ekonomiczne, a jego elementem musi być powszechny, sprawny ruch związkowy.

W tym sensie niezbędne jest wzmocnienie związków zawodowych. Poziom uzwiązkowienia w Polsce jest niski, daleko odbiega od wartości typowych dla państw Europy Zachodniej, a do tego – przynależność związkowa jest zjawiskiem powszechnym jedynie w sektorze publicznym i przedsiębiorstwach, które były w przeszłości własnością państwową. Niezbędne jest więc zniesienie barier prawnych, które uniemożliwiają tworzenie związków zawodowych i przynależność do nich wszystkim zatrudnionym wykonującym pracę zależną, a w szczególności – osobom pracującym na umowach cywilnoprawnych i osobom samozatrudnionym. Ważne jest realne egzekwowanie przepisów chroniących zatrudnionych, którzy podejmują działalność związkową i jej publiczne propagowanie. Działalność związkowa musi przestać kojarzyć się z wizerunkiem hamulcowych postępu, ludzi, którzy nie potrafią odnaleźć się w nowoczesnej, kapitalistycznej rzeczywistości gospodarczej. Te powstałe w czasach transformacji systemowej, krzywdzące klisze wciąż zniechęcają Polaków do słusznej obrony swoich interesów pracowniczych. Czas powiedzieć to wyraźnie i powtarzać tak długo, jak będzie to niezbędne. Tyle mogą zrobić politycy lewicy, socjaldemokraci wspierani przez życzliwych intelektualistów i dziennikarzy. Ale i związki zawodowe muszą się zmienić. Ich twarzą nie mogą być już dalej związkowi biurokraci, których miejscem pracy są biura związkowych central i którzy od lat nie pracują w swoich zawodach, nie mają kontaktu z pracowniczą codziennością. Głosem związków muszą stać się ludzie, którzy u swoich pracodawców odnoszą sukcesy w codziennej walce i dialogu o lepsze warunki pracy i płacy. Związki zawodowe muszą wyjść do grup, które najbardziej potrzebują tej formy obrony swoich interesów ekonomicznych. Nie wystarczy trzymania się branż, w których od lat związki są silne. Ta zmiana jest niezbędna, by dzisiaj ruch związkowy cieszył się zaufaniem społecznym i był przez obywateli traktowany jako naturalna platforma ich społecznego, obywatelskiego zaangażowania.

Działalność związkowa musi przestać kojarzyć się z wizerunkiem hamulcowych postępu, ludzi, którzy nie potrafią odnaleźć się kapitalistycznej rzeczywistości gospodarczej. Te powstałe w czasach transformacji systemowej, krzywdzące klisze wciąż zniechęcają Polaków do słusznej obrony swoich interesów pracowniczych.

Te zadania nie są łatwe do realizacji. Nie jest pewne, czy te cele uda się osiągnąć. Pewne jest jednak, że nie ma prawdziwego społeczeństwa obywatelskiego bez silnych związków zawodowych i prawdziwej reprezentacji interesów pracowniczych. Stan, w którym obywatele organizują się wokół spraw światopoglądowych, budzących wielkie emocje decyzji politycznych czy drobnych, codziennych problemów lokalnych, to za mało, by móc powiedzieć, że jako społeczeństwo jesteśmy zdolni artykułować swoje interesy i bronić ich, realnie korzystać z mechanizmów, które daje demokratyczne państwo prawne.